Cukiernię Cukrář Skála odkryliśmy za namową kumpla w drodze na Masarykovo Nádraži. Zresztą cukiernię tę idąc od Náměstí Republiky ulicą V Celnici łatwo przeoczyć z racji położenia gdzieś w cieniu w głębi dwóch budynków. Z daleka można tylko rozpoznać czarno-białe logo. Gdy pojawiłem się tam wczesnym rankiem następnego dnia(niedziela) moją uwagę przykuł liczny zespół pań krzątających się nad cukierniczą manufakturą. Wszystko to odbywa się na naszych oczach, co obserwowałem z nieskrywaną przyjemnością. Nie czułem przy tym sztuczności ciągłego “bycia na świeczniku” u pań, które za chwile miały mnie obsłużyć z rysem ewidentnie korporacyjnej uprzejmości. To te zachowania, kiedy rozumiecie kryjącą się za tym intencję, czujecie ducha tzw. kultury organizacji, ale często chcecie się na to nabrać.
Cukrář Skála ma w ofercie całą gablotę wspaniałych delikatesów wykonanych z kunsztem, które w pierwszej kolejności kupujemy oczami, tudzież ewentualnie na wynos jako podarunek. Tę część zamówienia załatwiłem szybko dorzucając na wynos dwa větrníki, by już móc cieszyć się espresso na podwórku przed lokalem. Obawiałem się także -pani skrzętnie nabijała w kasie papier, pudełko i zaczynała się rozpędzać - że każdy z jej uśmiechów jest płacony “ od sztuki”.
Doceniając jednak poziom wyrobów cukierniczych w lokalu tu nastąpił pierwszy zgrzyt, bowiem aluminiowe krzesełka i brak toalety (korzysta się z niej w lokalu obok) stanowią wyraźny dowód, że ta część działalności to tak “tylko na waciki”. Nie ukrywam też, że jest tam dość chłodno o poranku.
Cukrář Skála negatywnie zaskoczył mnie później jeszcze odrobinę już tylko raz po odpakowaniu větrníków. Te w smaku kremu kapitalne - větrníki to istna sztuka - zdradziły się minimalnie dwudniowym ciastem ptysiowym. To zaś zasługuje na uwagę, bo niezależnie od trudów współczesnego biznesu, lokal o takiej renomie nie powinien sobie na to pozwalać.
Ogółem więc cukiernia Cukrář Skála to porcja wykwintnego cukiernictwa cieszącego oczy i podniebienia w cenach być może nie niskich, ale wciąż w zasięgu przeciętnego turysty. W końcu ostatecznie nie jadamy tam też codziennie……………
Z innych wpisów polecamy: Malý svět techniky U6-czyli Ostrawa z bajtlem, Rybia krew Jiřího Hájíčka-czyli epitafium dla ziemi, Miód albo jak chciałam się bzykać z Tomaszem Schimscheinerem-czyli Tomáš Svoboda namieszał, Czyli Czech namiotową porą, Czesi-czyli nie wszystko Česko co się świeci.
Photo © czechypopolsku.pl